Historia gęsi, które uratowały zamek i miasto Puchaczów, tak jak wieki wcześniej gęsi kapitolińskie uratowały Rzym.
Wiele europejskich i polskich miast ma swoje legendy, wspomniany powyżej Rzym posiada min. legendę o swoich założycielach Romulusie i Remusie oraz o dzielnych obrońcach Rzymu – gęsiach kapitolińskich.
W 390 roku p.n.e. prawie cały Rzym zajmują Galowie z doliny Padu, tylko jedno z siedmiu wzgórz broni się – Kapitol. Galowie po wielu nieudanych próbach postanowili zaatakować z zaskoczenia, nocą poprzez najbardziej strome podejście i moment, kiedy obrońcy zmęczeni długotrwałymi walkami, brakiem snu i głodem zasnęli. Wrogowie podkradali się tak cicho, że nikt nie zauważył, jak wdrapują się na mury. Zapewne napastnicy otworzyliby bramy miejskie i zgładzili obrońców, gdyby nie gęsi, które wyczuły niebezpieczeństwo. Zaczęły one biegać i gęgać, co ostrzegło Rzymian o niebezpieczeństwie. Dowódca obrony Marcus Manlius Capitolinus natychmiast zareagował i atak został odparty. Wzgórze nie tylko obroniono, ale i wyparto wroga z Rzymu.
Odtąd święte gęsi nie tylko karmiono na koszt skarbu państwa, ale barwnie przystrojone noszono co roku w procesji na Kapitol.
Mało kto wie o tym, że i Puchaczów ma swoją legendę o dzielnych obrońcach. Działo się to w dawnych czasach, kiedy nasz kraj Rzeczpospolitą najeżdżali Tatarzy (niestety konkretnej daty nie możemy wskazać ponieważ nie zachowały się zapisy dotyczące tego wydarzenia, jedynie przekazy ustne). Jeden z takich oddziałów postanowił zdobyć zamek i miasto Puchaczów.
Tatarzy dotychczasowe zwycięstwa zawdzięczali dobrej strategii walki, dokładnemu rozpoznaniu przeciwnika, szybkim atakom, oskrzydleniom, pozorowaniu ataku i odwrotu, niezdradzaniu swoich pozycji i siły oraz sprawnemu dowodzeniu ze strategicznych punktów, np. wzniesień. Starano się przeciwnika zaskoczyć i minimalnymi siłami zadać jak największe straty, a następnie grabiono i brano do niewoli okoliczną ludność.
Takie też zapewne plany mieli w stosunku do miasta Puchaczów, którego punktem obrony był zamek w Puchaczowie. Wrogowie zgodnie ze sprawdzoną strategią, zaatakowali nocą, by zaskoczyć obrońców. Nie spodziewali się jednak, iż zwierzęta – gęsi, podniosą taki hałas. Obrońcy zamku zapewne słyszeli, iż w okolicach Tatarzy organizują wyprawy. Gdy tylko doszły do nich odgłosy i miotanie się ptactwa, zrozumieli że należy podjąć walkę. Dzięki ostrzeżeniu obrońców przez gęsi, zamek i miasto Puchaczów zostały uratowane.
Dziś niewiele wiemy na temat zamku, gdzie się znajdował i jak dokładnie wyglądał. Wiemy, że był otoczony wodą – fosą, przypuszczalnie wykonano go w dużej części z drewna, ponieważ do naszych czasów nie zachowały się nawet ruiny. Zapiski o jego istnieniu możemy znaleźć w relacji Ulryka von Werdum posła, szpiega i sługi króla Francji Ludwika XIV, który to widział go w 1672 wracając ze Lwowa od Jana Sobieskiego. W Dzienniku podróży 1670 – 1672 opisuje Puchaczów jako miasto otwarte, które ma drewniany zamek z fosą i należy do opactwa sieciechowskiego. W latach 1672 – 1676 Rzeczpospolita toczyła wojnę z Turcją i ich sojusznikami Tatarami. Pogrążona w walkach wewnętrznych Rzeczpospolita, gdzie szlachta popierająca króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego walczyła z grupą magnatów, była absolutnie nieprzygotowana do wojny. Po krótkim oblężeniu Turcy zdobyli Kamieniec Podolski, by następnie ruszyć na Lwów, który oblegli 20 września 1672 roku. W tym czasie Tatarzy przystąpili do pustoszenia obszarów leżących między Sanem, Wieprzem i Bugiem. W Kronikach zachowały się zapisy iż 4 października 1672 r. Tatarzy uderzyli na Szczebrzeszyn pustosząc go, a następnie wyruszyli w kierunku Turobina. Prawdopodobnie to w tym czasie część oddziałów tatarskich mogła dotrzeć do Puchaczowa. Ludowe przekazy głoszą:
– Tatarzy zjawili się jesienią – twierdzi Błażej Polaski z Łęcznej, – Splądrowaliby zamek, gdyby nie gęsi. Te, wystraszone, poczęły gęgać. A zgromadzono ich wówczas niemało. Zbliżał się bowiem dzień świętego Marcina, obchodzony 11 listopada, a wiadomo, że na Marcina idzie gęś do komina, bo jesienią drób smakuje najlepiej.
– Jak wyglądali napastnicy? – Jak stado diabłów! – utrzymuje pan Błażej. I to zdanie ludowego gawędziarza służy za cały opis tatarskiej hordy, wymaga więc od słuchacza wysilenia wyobraźni.
– To złe duchy – mówi o Tatarach pani Janina Parandowska, mieszkanka wsi Nadrybie koło Puchaczowa.
Dwa różne kraje, dwa miasta, dwie epoki, Miasto Rzym i Miasto Puchaczów mimo wielu różnic mają coś podobnego – legendę z elementem obrony i gęśmi, które dzięki czujności ratują mieszkańców przed niechybną śmiercią z rąk podstępnych i bezwzględnych wrogów.
Opracowanie Tomasz Kunach
Bibliografia, literatura:
- Mała encyklopedia kultury antycznej, PWN Warszawa 1990.
- Ulryk Werdum, Dziennik podróży 1670-1672. Dziennik wyprawy polowej 1671, wstęp, opracowanie i indeksy: Dariusz Milewski. Tłumaczenie Dziennika wyprawy polowej 1671 z języka niemieckiego: Dalia Urbonaite.
- Legendy i sensacje Lubelszczyzny ,,Gęsi kapitolińskie i puchaczowskie’’ Zbigniew Fronczek.
- Władysław Konopczyński, Dzieje Polski nowożytnej, wyd. IV krajowe, Warszawa 1999.
- Mała Encyklopedia Wojskowa, 1967, Wydanie I.